„WYSPA” W PANORAMIE 54. KFF – WYWIAD Z KATARZYNĄ KLIMKIEWICZ

Najnowszy film krótkometrażowy Katarzyny Klimkiewicz zrealizowany wraz z chilijską reżyser Domingą Sotomayor „Wyspa” został okrzyknięty najlepszym filmem krótkometrażowego konkursu festiwalu w Rotterdamie, a także wielu innych festiwalach. Podczas Krakowskiego Festiwalu Filmowego film będzie można obejrzeć w panoramie filmu polskiego.

Wyspa to portret rodziny, która spotyka się w letnim domku. Oczekując na przyjazd ostatniej osoby rodzina jest zaabsorbowana przygotowaniami do wspólnej kolacji. Wraz z nadejściem wieczoru wśród krewnych pojawia się dziwny niepokój.

Z Katarzyną Klimkiewicz rozmawiała Zofia Ścisłowska:

PS: Praca nad „Wyspą” rozpoczęła się dzięki programowi DOX:LAB, który jest organizowany przez festiwal CPH:DOX. Czy z Domingą Sotomayor znałaś się wcześniej, czy było to wasze pierwsze spotkanie?

Nie znałam się z Domingą wcześniej, to było nasze pierwsze spotkanie.
 
PS: W jaki sposób pojawił się pomysł na film. Czy przed wyjazdem do Kopenhagi każda z Was miała już w głowie pomysł czy temat powstał dopiero w wyniku waszego spotkania?

Zanim pojechałyśmy do Kopenhagi wiele rozmawiałyśmy na skype. Pomysł na film narodził się dość szybko, właściwie już podczas pierwszej rozmowy. Ja chciałam zrobić film zainspirowany wierszem Wisławy Szymborskiej “Wypadek drogowy”, Dominga chciała kręcić na wyspie na południu Chile, gdzie się wychowała. Te dwa pomysły się uzupełniały. Kiedy zaczęłyśmy rozmawiać obie poczułyśmy ulgę, bo zrozumiałyśmy, że chcemy zrobić podobny film, a jednocześnie jesteśmy gotowe, żeby eksperymentować i  otworzyć się na to doświadczenie, by wspólnie coś zrobić i wejść w sferę, która nie jest ani moja, ani Domingi, tylko jest sferą filmu, że musimy się poddać jej logice, bardziej niż swoim ambicjom.

PS: W filmie, oprócz bohaterów ważną rolę odgrywa także przyroda. Dzika wyspa daje rodzinie schronienie, budzi dobre wspomnienia z przeszłości ale stanie się również dla nich miejscem, które będą kojarzyć z tragedią.

Ta wyspa naprawdę budzi ambiwalentne uczucia, jest piękna, tajemnicza, ale też w jakiś sposób posępna. Człowiek czuje się tam trochę intruzem, dociera do niego, że jest tylko gościem na ziemi, że jest tu tylko przez chwilę, że gdy on zniknie to ta wyspa będzie trwać dalej. Ta bujna przyroda zachwyca, ale ten zachwyt ma w sobie gorycz, bo prowadzi do refleksji, że z każdą chwilą coś przemija, coś tracimy, coś zapominamy, coś znika i na końcu zniknę także i ja.
 
PS: W filmie zastosowałyście zabieg przesunięcia punktu dramaturgicznej ciężkości poza kadr. W ten sposób zainscenizowana zostaje scena wypadku ale  i podobnie rozplanowałyście także dramaturgię sceny finałowej. Można śmiało powiedzieć, że film jako całość przyjął taką właśnie budowę – pokazuje oczekiwanie, którego kres pozostaje ukryty przed widzem. Jak pojawiło się to rozwiązanie?

To wyniknęło w takcie pracy i złożyło się na tę decyzję kilka rzeczy. Przede wszystkim zrozumiałyśmy, że kamera w naszym filmie nie powinna reprezentować punktu widzenia człowieka, a punkt widzenia natury, w związku z tym pokazujemy ludzi jako część tej natury, a nie jej centralny element. Ale to nie był jedyny powód. Ten film był dla nas eksperymentem na wielu polach. Chciałyśmy zobaczyć jak daleko możemy się posunąć nie tracąc zainteresowania widza. Film opiera się w swojej konstrukcji na suspensie, widzowie wiedzą coś, czego bohaterowie nie wiedzą - to bardzo klasyczny zabieg dramaturgiczny. My rozciągnęłyśmy go do granic możliwości, żeby zobaczyć, co z tego wyniknie, jaki będzie efekt i jak zareagują na to widzowie.
 
PS: Muszę jeszcze zapytać, o to, co zawsze najbardziej mnie interesuje przy filmach realizowanych przez dwoje reżyserów. Jak wyglądał podział pracy między Tobą a Domingą?

Miałyśmy kilka zasad, ale w gruncie rzeczy wszystkim się dzieliłyśmy i to był wspólny film: w niektórych scenach Dominga miała więcej do powiedzenia, w niektórych ja, nie zawsze we wszystkim się zgadzałyśmy, ale na szczęście udawało nam się znaleźć jakąś równowagę między potrzebą, żeby zamanifestować własne ego, a chęcią, by otworzyć się na innego. Przede wszystkim nie próbowałyśmy sobie nic udowadniać. Dla mnie najciekawsze było to, żeby dać się ponieść przygodzie odkrywania nowych filmowych lądów.

PS: W tym momencie masz już na koncie realizację filmu pełnometrażowego „Zaślepiona”. Czym była dla Ciebie praca przy projekcie krótkometrażowym i w którym z tych dwóch formatów czujesz się swobodniej?

Lubię robić zarówno filmy krótkie, jak i długie. W krótkich filmach ma się większy luz, oczekiwania nie są tak wielkie, plan zdjęciowy trwa krócej, jest inne skupienie energii. Film fabularny to maraton. Ale w gruncie rzeczy to w kwestiach zasadniczych nie ma różnicy: najtrudniej uchwycić jest sedno tego, co się robi. Gdy to się uda, albo gdy czujemy, że jesteśmy blisko, to proces twórczy jest jak surfowanie na desce: trzeba wyczuć falę, wiedzieć, kiedy się unieść, a potem mocno stanąć na desce i płynąć.

PS: Dziękuję za rozmowę!