"OSTATNI SEZON" SŁAWOMIRA WITKA

„Ostatni sezon” Sławomira Witka przypomina filmy dokumentalne, które powstawały jeszcze przed epoką telewizji. Ta niespełna trzynastominutowa miniatura pozbawiona jest komentarza z offu, podające w filmie słowa są jedynie dźwiękami budującymi określony nastrój, nie tworzą dialogów. Wszystko, co najważniejsze w filmie Witka – emocje, nastrój – trafia do nas za pośrednictwem obrazu, klasycznej formy, którą posługiwali się mistrzowie tego gatunku.

"Ostatni sezon” to zapis jednego dnia, a jednocześnie świata w kropli. Przyglądamy się pracy dwóch bałtyckich rybaków: starszego i młodszego. Nie znamy ich imion, o tym, że są spokrewnieni dowiadujemy się z końcowych napisów, ich relacje odczytujemy jako mistrza i ucznia. Na morzu skazani są tylko na siebie i otaczający ich żywioł. Ich praca, od świtu do zmierzchu, wypełniona jest wieloma rytuałami, które skrupulatnie ukazuje Witek, ale to kontakt z nieobliczalną naturą sprawia, że każdy ich dzień jest zagadką i pytaniem o udany połów oraz bezpieczny powrót do domu. Młodszy rybak pobiera „lekcję” nie tylko od swojego mistrza, ale również musi nauczyć się walczyć i współżyć z otaczającymi go żywiołami. W tym kontekście „Ostatni sezon” jawi się jako film o tradycji, o nauce, o przekazywaniu wiedzy i doświadczenia, a wszystko po to, aby odchodzący świat mógł przetrwać.

Tym odchodzącym światem jest oczywiście rybołówstwo. Już sam tytuł niesie pytanie, czy aby nie oglądamy bohaterów podczas ich ostatniego sezonu na morzu. Dokumentalny debiut Sławomira Witka można również odczytać głębiej: to historia odchodzącego świata, w którym człowiek i natura są blisko siebie i tworzą szczególny związek, przez który takie zawody jak rybołówstwo, ale też wszystkie pierwotne zawody, mają w sobie szlachetność, coś szczególnego, co nie jest domeną współczesnej cywilizacji.

Daniel Stopa